Zmarł prof. Władysław Bartoszewski
24 Kwiecień 2015
Zmarł prof. Władysław BartoszewskiW Warszawie zmarł profesor Władysław Bartoszewski. Miał 93 lata. Więzień obozu w Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego. Po wojnie: pisarz, publicysta, działacz społeczny, polityk. Poraj był ważnym punktem w Jego tragicznych, wojennych losach. Przypominamy fragment wspomnień profesora.
Fot. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Władysław Bartoszewski
Władysław Bartoszewski urodził się 19 lutego 1922 r. w Warszawie. Był historykiem, dziennikarzem i działaczem społecznym. Dwukrotnie zajmował stanowisko ministra spraw zagranicznych. 22 września 1940 r. został uwięziony w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, wyszedł z niego 8 kwietnia 1941 r. W sierpniu 1942 r. został żołnierzem Armii Krajowej. Od 1 sierpnia 1944 r. walczył w powstaniu warszawski. W 1946 r. zatrudnił się w „Gazecie Ludowej”, która była związana z Polskim Stronnictwem Ludowym Stanisława Mikołajczyka i wstąpił w szeregi tej partii, za co został aresztowany (oficjalnym powodem było szpiegostwo) i skazany na więzienie, z którego wyszedł w 1948 r. W październiku 2007 r. Donald Tusk powołał go na sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Władysław Bartoszewski był autorem ok. 1,5 tys. artykułów i ok. 40 książek. W 2010 r. ukazał się tom wspomnień Bartoszewskiego pt. „Zycie trudne, lecz nie nudne”. Otrzymał wiele nagród i odznaczeń, m.in. Krzyż Walecznych, Order Orła Białego i Nagrodę Kisiela.
Redaktorzy Piotr M. Cywiński i Marek Zając przeprowadzili rozmowę z prof.Władysławem Bartoszewskim, w której po raz pierwszy, tak szczegółowo i szczerze, opowiadał o pobycie w piekle Auschwitz. Cytujemy fragment publikacji, która w 2010 roku ukazała staraniem Wydawnictwa „Znak”.
Był Pan jednym z pierwszych, którzy przywracali pamięć o Pileckim. Już w latach sześćdziesiątych nielegalnie przekazywał Pan do Londynu dokumenty dotyczące rotmistrza, z których korzystał historyk Józef Garliński. Wróćmy jednak do 1940 roku.
Sam transport był okrucieństwem przez niewiedzę. To jak z drogą powrotną, która zawsze wydaje się krótsza i bezpieczniejsza, bo zna się już wszystkie zakręty i wyboje. A pierwszy raz jechać w nieznane – to koszmar. Zresztą południową Polskę znałem tylko z lekcji geografii. W wagonie przysłuchiwałem się więc rozmowie dwóch urzędników. Jeden z nich pochodził z Krakowa. Ci urzędnicy patrzyli przez szpary w deskach i po nazwach mijanych stacji zorientowali się, że jedziemy w kierunku Górnego Śląska. Czyli, wywnioskowali, będziemy pracować w przemyśle. Albo w kopalni. Niedobrze, to ciężka praca. Urzędnicy, wykładowcy, adwokaci nie mieli zadatków na górników. Początkowo, zaraz po wyjeździe z Warszawy, wielu liczyło, że wywiozą nas do roboty na wieś, do bauerów. Teraz zapanowała rezygnacja, pesymizm. Siedzieliśmy stłoczeni, w kuc-ki. Niektórzy stali, położyć się nie dało. Potrzebę można było załatwić do wiadra ustawionego w kącie wagonu. Albo pod siebie.
W przekonaniu, że jedziemy na Śląsk, utwierdziło nas to, że pociąg na kilka godzin stanął na bocznicy w Poraju pod Częstochową, gdzie dostaliśmy kilka kubłów z wodą. Piliśmy, czerpiąc rękoma. To była granica między Generalnym Gubernatorstwem a wcielonym w 1939 roku do Rzeszy Górnym Śląskiem, Oberschlesien. W sumie jechaliśmy cały dzień, bo nasz transport ciąg-le przepuszczał inne pociągi.
W niektórych relacjach więźniowie wspominają, że z transportu ktoś próbował uciec, ale został zastrzelony. Słyszał Pan strzały?
Pociąg stawał w drodze kilka razy, i to na długo, więc już się nawet nie zastanawialiśmy, dlaczego znowu hamujemy. Słychać było jakieś łomoty, krzyki. Ale czy kogoś zastrzelili? Nie wiem. Już po moim zwolnieniu z obozu, ale jeszcze podczas okupacji, spotkałem Zbigniewa Arta (numer 1833), który do Auschwitz trafił w sierpniu 1940 roku, pracował w obozowym szpitalu, potem został zwolniony. Art opowiadał mi, że niekiedy z transportów przywożono trupy. Zapytałem: „Z mojego chyba nie?”. Art na to: „Chyba tak”. To wszystko, co wiem.
Była dziesiąta wieczorem, kiedy transport dotarł do Auschwitz. Został jednak zarejestrowany pod datą 22 września, bo obozowa kancelaria pracę zaczynała o świcie. Do historii przeszedł jako tak zwany drugi transport warszawski; pierwszy przybył w sierpniu.
Looos, rrraus, schnell – zaraz po otwarciu wagonu rozległy się wrzaski. Oślepiły mnie reflektory ustawionych przy rampie samochodów. Posypały się ciosy, uderzenia kolbą. Krzyki, wycie z bólu. Trzeba było skakać z wysokiego wagonu na rampę. Metr nad ziemią. Ludzie przewracali się, kaleczyli ręce, łamali nogi. Psy szczekały, biegały, skakały do boków, gryzły (…).
Profesor Władysław Bartoszewski był Przewodniczącym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Dwukrotnie zdecydował o przyznaniu Gminie Poraj i Wójtowi Gminy Poraj srebrnego i złotego medalu Rady.
Pogrzeb Władysława Bartoszewskiego odbędzie się 4 maja w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela. Potem na warszawskich Powązkach Wojskowych odbędzie się ceremonia pogrzebowa.
Cześć Jego Pamięci!
< nowsza wiadomość | starsza wiadomość >
Poprzednie wiadomości
21 Kwiecień 2015
Wiosenne spotkanie w „Czarce”
Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów w Żarkach Letnisku, zorganizował wielkanocne spotkanie dla wszystkich członków i zaproszonych gości. Była to również okazja do powitania wiosny.
21 Kwiecień 2015
Przedszkolaki z Choronia w piekarni
Przedszkolaki z Choronia miały możliwość odwiedzić porajską piekarnię „Brel”. Zafascynował ich piękny zapach pieczywa.
21 Kwiecień 2015
20 ton jabłek trafiło do szkół
W czwartek 9 kwietnia blisko dwadzieścia ton jabłek trafiło do Poraja. Żywność pozyskano za pośrednictwem Świętkorzyskiego Banku Żywności z nadwyżek produkcji, powstałych w związku z embargiem wprowadzonym przez Rosję na żywność z Unii Europejskiej oraz z decyzją Komisji Europejskiej o wsparciu rolników poprzez program rekompensat. Jabłka pozyskała jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Poraju.